Wywiad z dr n. med. Ewą Chmielowską, Koordynatorem Oddziału Klinicznego Onkologii Centrum Onkologii w Bydgoszczy

Wywiad z dr n. med. Ewą Chmielowską, Koordynatorem Oddziału Klinicznego Onkologii Centrum Onkologii w Bydgoszczy

Wywiad z dr n. med. Ewą Chmielowską, Koordynatorem Oddziału Klinicznego Onkologii Centrum Onkologii w Bydgoszczy

Pani  Doktor, Pani wieloletnie doświadczenie w zakresie chemioterapii jest niezwykle cenne z punktu widzenia Centrum, jednak najistotniejsze jest dla naszych Pacjentów. Co zdecydowało w Pani życiu o wyborze takiej specjalizacji?

W trakcie trzeciego roku studiów rozważałam jaką specjalizację wybrać. Na naszym roku było ponad 700 osób, chciałam zrobić coś, co pozwoliło by mi znaleźć ”własne”  miejsce. Taką formą wówczas było studiowanie indywidualne, ale wiązało się to z określeniem Kliniki, w której indywidualne studia chce się podjąć. Zastanawiałam się wówczas, co chcę robić. Nigdy nie interesowała mnie specjalizacja, która zajmowała się fragmentem ciała ludzkiego (czyli wąska), nie interesowała mnie również specjalizacja zabiegowa, bo nie nadaję się do pracy wymagającej precyzji manualnej. Chciałam robić coś, co zajmuje się całym człowiekiem. Rozważałam psychiatrię albo właśnie onkologię, która wtedy, kiedy ja dokonywałam tego wyboru była dopiero tworzącą się specjalizacją. Ostatecznie, ze względu na warunki pracy jakie wówczas psychiatria oferowała lekarzom i Pacjentom, podjęłam decyzję, żeby zostać onkologiem. W krótkim czasie przekonałam się, że był to wybór właściwy, ponieważ jako studentka III roku trafiłam do Katedry Onkologii Łódzkiej Akademii Medycznej, której kierownikiem był Pan Profesor Leszek Woźniak – wybitny specjalista z dziedziny patomorfologii onkologicznej, wspaniały nauczyciel akademicki, dzięki któremu atmosfera w Katedrze, oraz stosunek do studenta – przyszłego lekarza – był wspaniały. Mogę bez wahania powiedzieć, że pobyt właśnie w tym miejscu miał dla mnie bardzo duże znaczenie i bez wątpienia wpłynął na mój dalszy rozwój. Rozpoczynając pracę wybrałam kierunek kliniczny – chemioterapię nowotworów i dzięki temu należę do pokolenia lekarzy, którzy rozwijali się razem z rozwojem chemioterapii począwszy od lat 80-tych. Znam więc ją  prawdziwie od podstaw.

Pani Oddział zajmuje się między innymi leczeniem tzw. terapią celowaną. O co chodzi w takiej terapii? W jaki sposób jest ona „celowana”?

Określenie „terapia celowana” to zastosowanie leku działającego na określony cel w komórce nowotworowej (najczęściej używane porównanie, to klucz do zamka) skutkiem czego dochodzi do zablokowanie jej funkcji lub do śmierci komórki rakowej. Leczenie to zaczyna być coraz szerzej stosowane, chociaż w realiach naszego kraju nie jest to leczenie w pełni dostępne z powodu jego kosztów. Zasady stosowania takiego leczenia są bardzo ściśle określone przez NFZ w ramach tzw. programów terapeutycznych, które bardzo precyzyjnie określają, któremu choremu można takie leczenie podać. Zakres stosowania leczenia celowanego według tych programów jest węższy niż możliwości rejestracyjne danego leku w Unii Europejskiej. Dostępność  terapii celowanej jest możliwa także w ramach badań klinicznych. Terapia celowana to metoda stosunkowo nowa i jak zawsze, wobec każdej nowości mamy wielkie, rozbudzone nadzieje. Nie rozwiązuje ona wszystkich problemów, jak zresztą żadna terapia, nie jest gwarantem wyleczenia choroby nowotworowej i nie jest możliwa do zastosowania w każdym przypadku. Dla wielu nowotworów nie ma opracowanych leków celowanych. Leczenie to, podobnie jak chemioterapia, ma powikłania, chociaż profil szkód jest zupełnie inny. Stosując terapie celowaną od kilkunastu lat, z każdym dniem przekonujemy się, jak bardzo musimy ją jeszcze poznać ażeby osiągnąć całkowite wyleczenie z choroby nowotworowej. Niewątpliwie jednak, ten sposób leczenia sprawia, iż w niektórych chorobach postęp jest ogromny, dotyczy to przede wszystkim chłoniaków, gdzie dodanie przeciwciała monoklonalnego  – rituksymabu spowodowało wydłużenie czasu przeżycia, długości remisji i w tym przypadku korzyść wynikająca z zastosowania tego leczenia jest bezdyskusyjna.

Z Pani doświadczenia – jakie odczucia dominują wśród Pacjentów przed chemioterapią? Strach, nadzieja, determinacja?

Trudno to oszacować –  myślę, że procentowy udział tych uczuć zależy od sytuacji klinicznej w jakiej znajduje się Pacjent. Chorzy leczeni uzupełniająco, którzy mają szansę wyleczenia mają wielką nadzieję i determinację do wyzdrowienia. Chorzy z chorobą zaawansowaną deklarują podobne odczucia, ale myślę, że dominuje u nich strach o efekt leczenia. W świetle badań niewątpliwie nadzieja i determinacja jest jednym z ważniejszych czynników procesu leczenia. Strach, lęk przed chemioterapią udaje się opanować racjonalną informacją, rozmową i wyjaśnieniami. Podstawowa zasada, która sprawdza się też w medycynie to „Odważnym szczęście sprzyja”. Chorzy, którzy trafiają do nas do leczenia podkreślają, że już sam widok oddziału, innych chorych, miła atmosfera, wpływają uspokajająco. Determinacja człowieka do leczenia jest bardzo potrzebna, ponieważ jedyna rzecz, która ma znaczenie poza działalnością medyczną i wrażliwością guza na podawane leki, to właśnie siła woli chorego, czynnik, którego przecenić jest nie sposób.

Wiadomo, że podczas chemioterapii pojawiają się zwykle niezbyt przyjemne skutki uboczne. W jaki sposób Pacjent może sobie z nimi poradzić? Czy Centrum Onkologii wspiera Pacjentów poddawanych chemioterapii?

Chemioterapia ma niekiedy rzeczywiście nieprzyjemne skutki uboczne, jednak komfort leczenie między np. latami 80-tymi i obecnymi uległ znacznej poprawie. W tej chwili Pacjentów bardzo ciężko znoszących leczenie jest niezwykle mało.  Jesteśmy w stanie sprawić za pomocą dostępnych leków, iż proces leczenia Pacjenta jest zarówno bezpieczny, jak i mało obciążający dla chorego. W czasie pobytu na oddziale niemal nie widzimy skutków ubocznych, problem ten pojawia się po wyjściu Pacjenta do domu. Zdarzają się nawroty odruchu wymiotnego, uszkodzenie szpiku bądź polineuropatia obwodowa – jeden z najpoważniejszych skutków ubocznych.

Jest Pani również wykładowcą na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu. Jak udaje się Pani połączyć te działalności na rzecz rozwoju chemioterapii jednocześnie?

Czasowo bywa trudno, jeśli chodzi jednak o merytoryczny aspekt, to jest on bardzo korzystny, gdyż nauczanie studentów wymaga stałego odświeżania wiedzy. To jest niezwykle istotne, zwłaszcza w dynamicznie zmieniającej się chemioterapii. Ma to korzystny wpływ na leczenie Pacjentów. Chemioterapia jest dziedziną, w której dzieje się bardzo dużo, np. rocznie rejestruje się ponad 20 nowych leków, z którymi muszę się zapoznać, a liczba publikacji na te tematy przewyższa 100 tygodniowo.

Proszę puścić wodze fantazji – gdyby nie była Pani lekarzem, to kim?

Czasami żałuję, że nie jestem weterynarzem, bardzo lubię się zajmować zwierzętami. Wybór medycyny był wyborem absolutnie zdroworozsądkowym. Dyscypliną, o której marzyłam była historia sztuki. Istotnym czynnikiem, który przesądziło o rezygnacji z historii sztuki był fakt, iż nie miałam możliwości podjęcia takich studiów w Łodzi, moim rodzinnym mieście. Nadal pozostało mi zamiłowanie do historii sztuki, chętni korzystam z szerokich obecnie możliwości dostępu do książek, wszelkiej informacji i podróżowania.

Dziękujemy bardzo za rozmowę i życzymy kolejnych sukcesów w dziedzinie chemioterapii!

Źródło: Zespół ds. Komunikacji Centrum Onkologii im. prof. F. Łukaszczyka w Bydgoszczy

WARTO RÓWNIEŻ PRZECZYTAĆ